poniedziałek, 17 czerwca 2013

Auto Moto Show Expo Silesia 2013. Relacja

Auto Moto Show w Expo Silesia w Sosnowcu, to impreza ściągająca co roku tłumy. I tym razem zwiedzający nie zawiedli, a trzeba wziąć pod uwagę, że nie jest to gigantyczna wystawa, można oblecieć ją w pół godziny i zobaczyć wszystkie wozy, a nawet do paru zajrzeć i pogadać z wystawcami. Imprezie towarzyszą różne atrakcje dodatkowe, jak na przykład konkurs car audio, pokazy służb ratowniczych itd. Piszącego te słowa interesują jednak samochody stojące w hali, zarówno te nowe, jak i zabytkowe, z naciskiem na te drugie.

Auto Moto Show odwiedziłem w niedzielę, a impreza trwała trzy dni, od 14 - 16 czerwca. Na początek trochę faktów: w sobotę pojawiły się 132 samochody osobowe w hali, jedna ciężarówka, 32 motocykle i skutery, 4 rowery, 4 symulatory, 6 aut terenowych, 3 "wyścigówki solarne". Na terenie zewnętrznym ponad 100 pojazdów car audio i tuningowych. Samochody zabytkowe jak zwykle licznie reprezentowały pojazdy niemieckie, w szczególności Mercedesy, mogliśmy podziwiać wszystkie odmiany i wersje W115, W123 i starsze modele. Zamiłowanie Polaków do klasycznych Mercedesów przechodzi wszelkie granice. Na wystawie pojawił się bardzo unikatowy Mercedes z lat 60 - tych, czterodrzwiowy sedan z otwieranym dachem. Właściciel był nieźle zdziwiony jak robiłem mu fotkę, ale nic nie powiedział. Za to jego oczy i wyraz twarzy mówiły wszystko. Ciekawe zjawisko na targach, które odwiedzają tysiące ludzi.

Z nowszych samochodów zainteresowała mnie używana Laguna coupe 2 - drzwiowa, wystawiona na sprzedaż przez dilera Renault. Silnik na wielopunktowym wtrysku, ładna sylwetka, fajna pozycja za kierownicą. Czuć ducha Fuego. Z ciekawszych stylistycznie nowych wozów to Kia Ceed, Renault Clio i Captur ( co to za nazwa...) oraz Opel Adam, na pewno jeszcze coś, ale w tej chwili mi umknęło... Renault silnie zaznaczyło swoją pozycję na tegorocznych targach - mnóstwo modeli i do tego kilka pojazdów elektrycznych. Ta marka zawsze szła z duchem czasu, trzeba przyznać. Trzeba jednak powiedzieć, że o ile z zewnątrz samochody nowe jeszcze jakoś się wyróżniają, to przesiadając się z jednego do drugiego ma się wrażenie, że niewiele się zmienia. Twardy, szary lub zazwyczaj czarny plastik, wszędzie jakieś wyświetlacze, podobne kształty, masa przycisków ( przed użyciem zapoznaj się z treścią instrukcji obsługi i skonsultuj się z twoim mężem, względnie żoną, czy aby na pewno to auto jest wam potrzebne do szczęścia).

Poniżej porcja zdjęć z targów. Jedną z głównych atrakcji takich wydarzeń są kobiece nogi... i nie tylko nogi, ale jakoś one są szczególnie eksponowane. W internecie można natknąć się na ogłoszenia: "zatrudnimy hostessy na targi motoryzacyjne. Poszukiwane panie z ładnymi nogami".

Ford Mustang i piękne nogi...


















Pierwsza wersja jednego z najpiękniejszych aut, czyli Mustanga, oraz nogi...




















Nogi i Mustang..



















Opel Adam i Ty! Symboliczny bagażnik, mało miejsca z tyłu - jak to w małym aucie...



















Kia, Koreańczyki tsymają się mocno Panie!


















Bardzo pozytywnie wyróżnia się na tle konkurencji - nowy, prawie niezmieniony Golf GTI


















Firma Onyx zaprezentowała trzy samochody, które można u nich wypożyczyć i poczuć się jak krezus - Gallardo, czerwone Ferrari i Audi R8, a i Homera!
























































Coś dla fanów marki BMW

















































Jak zwykle nie zabrakło klubu miłośników Trabanta


































Piękna patyna na trabancie 600























Jeszcze piękniejsza patyna na żółtym Cadillacu


































Z jego wnętrza czuć było wiele lat spędzonych w garażu lub pod chmurką


































































Mercedes unikat. Ponoć są tylko dwa egzemplarze



















Przechodzimy do ciekawej wystawy samochodów rajdowych. Na początek Wartburg

















Obok siebie stały dwa budzące emocje samochody z lat 80 - tych - Delta Integrale 16V, z pięknym welurowym wnętrzem oraz...






















Renault 5 biorące udział w wyścigach górskich. Silnik 1.6, dwa gaźniki webera, klatka, buda wzmocniona, obspawana, kubełek, zrobione na bazie zwykłego Renault 5


















Dalej był między innymi peugeot 309


















Między Mercedesami znalazł się włoski Fiat 125


















Takie zjawisko można było zobaczyć przed terenem targów. Polska mistrzem Polski!


















Do następnego razu! Może będzie jeszcze ciekawiej!






















wtorek, 11 czerwca 2013

Historia pewnego Mondeo. Część I

Na warsztat bierzemy Forda Mondeo Ghia 1.8 td htb z 1997 r., własność moich rodziców. Auto o tyle ciekawe, że prawdopodobnie ma bardzo niski przebieg, poza tym było bardzo ostro reklamowane w swoim czasie i jest to samochód, na którego zaprojektowanie i wdrożenie do produkcji firma Ford wydała kupę kasy. Ponoć jest to najdroższe auto w historii motoryzacji. W tamtym okresie wiele aut nie było jeszcze tak skomplikowanych jak dziś, ale standardem stało się montowanie wspomagania, klimy, elektrycznych szyb, lusterek, podgrzewania dupy itd., a silnikami na dobre zawładnęła elektronika.

Drugie życie Mondeo zaczęło się w Polsce zimą 2010 r. Samochód przyjechał z przebiegiem (prawdopodobnie) 70 tys. km. Auto "od dziadka i babci", właścicielami było małżeństwo na emeryturze, mieszkające gdzieś w górach w Niemczech. Za niskim przebiegiem przemawiają idealnie zachowane wszelakie uszczelki, wnętrze oraz bagażnik bez śladów zużycia, fabryczne naklejki, kody kreskowe i znaczki ford gdzie się da, oryginalne części, które normalnie po przebiegu 100 - 150 tys. muszą być wymienione. Jest jakaś jedna faktura z niemieckiego serwisu potwierdzająca niski przebieg, wymieniono pasek rozrządu.

Mondek ma klimę ( działa, ale do napełnienia i przeczyszczenia), wspomaganie kierownicy (działa), centralny zamek na pilota ( nie działa zamykanie z pilota, bagażnik z początku się jeszcze otwierał na przycisk, ale teraz już tylko z kluczyka. Zresztą pilot z początku też czasem zaskakiwał. Tylne lewe drzwi od niedawna się nie zamykają same), podgrzewanie szyby przedniej i tylnej ( działa), lusterka i szyby przód elektryczne (działają bez problemu), welurowa tapicerka, elektryczna reg. fotela kierowcy (działa bez zarzutu), podgrzewane siedzenia (działają), halogeny (działają), dwie poduszki powietrzne ( ciekawe?), reg. ustawienia świateł ( działa), ogrzewanie (działa, wymieniony rezystor), otwieranie klapki wlewu paliwa z wewnątrz (działa), tylne szyby na korbkę ( działają bez zarzutu), wycieraczka tylna (działa).

Po zakupie musieliśmy wymienić tarcze hamulcowe i klocki, ponieważ były już mocno zużyte. Przy okazji spodziewaliśmy się, że przestaną bić koła podczas hamowania (problem typowy dla Escortów i Mondeo). Niestety po wymianie koła biją nadal. Ponoć to tarcze się krzywią i nie ma na to rady, ponoć pomaga wymiana na oryginalne, drogie, dobrej jakości tarcze i klocki ( setki wypowiedzi w internecie na ten temat, wystarczy poszukać). Okazało się też, że do wymiany są przednie sprężyny zawieszenia. Były oryginalnie polakierowane na czerwono, całe ( ciekawa sprawa...), jedna była pęknięta aż w 3 miejscach, druga w dwóch. W kwietniu 2013 wymieniono cylinderek hamulcowy tylnego prawego koła ( zapieczony).

 Ford Mondeo MK II nie ma zbyt dobrej opinii i dlatego też warto poprowadzić taki jakby jego dziennik i opisywać co się psuje... Obecnie trwa walka ze skutkami postępującej korozji nadwozia i podwozia. Większość elementów zawieszenia trzeba było długo odrdzewiać i zamalować. Gruba korozja wewnątrz tylnej ramy pomocniczej zawieszenia, ale jeszcze trochę pożyje. Pojedyncze dziurki na wnęce koła zapasowego (na całej powierzchni nalot rdzy) i na podłodze pod nogami.

 Zdjęcia przedstawiają prawy próg i błotnik, które zeżarła rdza. Prawy błotnik tylny został skrzętnie pospawany, ale lewego tylnego nie dało się uratować i trzeba było wstawić reperaturkę. Przy okazji okazało się, że auto było już szpachlowane i lakierowane w Reichu.
  
Tutaj rdza zeżarła miejscowo wnękę koła prawego ( z lewej było to samo), zazwyczaj w miejscach mocowania plastikowego nadkola, rdza pojawia się też u góry wokół mocowania kolumny i to już nie jest śmieszne. Na razie tragedii nie ma.
  
Zgniła podłoga za tylnym prawym nadkolem, pod lampą. 
Zalepione matą i jakimś płynnym plastikiem
   

Pęknięta sprężyna tylnej prawej kolumny Macphersona. Zawieszenie w Mondeo chociaż nie jest bardzo komfortowe, to jednak jest proste i powinno być trwałe, ale jest pewnie kaszankowate jak cała reszta. Dawniej sprężyny w autach "siadały", ale nie pękały.
   

Tutaj mamy cieszący się złą opinią silnik 1.8 td oraz licznik - przebieg 95 tys. km
I na deser coś specjalnego: Mondeo extreme... Ekstremalne wyposażenie, cena i... rdza 
Mondeo to prawdziwa przyjemność!
 

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Perełka z kraju żabojadów

Dziś będzie bardzo spóźniony post na temat zdjęcia gnijącego Renault 5 Alpine, które pojawiło się na facebooku i bardzo, ale to bardzo słusznie wzbudziło niemałą sensację. O takich samochodach zawsze warto rozmawiać! Renówka rozbudza wyobraźnię i powoduje niepohamowaną chęć posiadania.

Zdjęcie niebieskiej strzały, jeszcze na "czarnych blachach" opublikowane zostało 31 maja na facebookowej stronie Zapomniana Motoryzacja. W ciągu zaledwie kilku dni fotkę "polubiło" ponad 100 użytkowników. To jest ten moment, kiedy Facebook przestaje być głupkowatym portalem społecznościowym, wirtualnym drugim życiem i wreszcie się do czegoś przydaje! Poniżej owe zdjęcie, zrobione podczas rowerowej wycieczki przez Oliviera Gońkę, fana klasycznej motoryzacji i sportów samochodowych. Dzięki Bogu, że są jeszcze tacy ludzie i to baaardzo młodzi. Samochód stoi w Żywcu pod stertą śmieci, desek itd. niejeżdżony zapewne od wielu lat.

Wprowadzony do produkcji na początku lat 70-tych model 5 wzbudził sensację i szybko stał się rynkowym przebojem. Niewymuszona elegancja, ponadczasowa sylwetka, komfort zawieszenia, trwałość podzespołów oraz innowacyjne pionowe lampy tylne, polepszające załadunek towarów, zapewniły mu zaszczytne miano w historii motoryzacji. Jednak o legendzie Renault 5 zadecydowało najbardziej wprowadzenie sportowych odmian tego samochodu. Na pierwszy ogień poszły modele Alpine, które w zasadzie były zwykłymi piątkami, ale z podrasowanymi silnikami, hamulcami, zawieszeniem. Z zewnątrz niewiele różniły się od tradycyjnych wózków na zakupy. Szybko zapanowała moda na takie małe urwisy. Dopiero potem światło dzienne ujrzał wóz totalnie bezkompromisowy - Renault 5 Turbo z silnikiem umieszczonym centralnie i ogromną mocą. Ten samochód zarówno kiedyś, jak i dziś jest pojazdem bezsensownym dla właścicieli Mercedesów i Porsche, ale dla kogoś, kto kocha rajdy i prawdziwą motoryzację, jest to kawał historii i emocji z najwyższej półki. To trzeba poczuć! Dziś te auta są wysoko cenione przez kolekcjonerów, a ceny wahają się od 100 do ponad 300 tys. zł. Za egzemplarz, którym jeździł Ragnotti trzeba wydać za granicą około pół miliona, jak nie więcej. Chyba jeszcze "wisi" na mobile.eu w momencie pisania tego posta. Wróćmy jednak do naszej perełki, czyli do niebieskiego Renault 5 turbo z silnikiem z przodu, napędzającym koła przednie. Otóż jest to niewątpliwie rarytas, wymagający szczególnej uwagi. Historia jaka kryje się za tym autem może być niezwykle pasjonująca. Jakim cudem to auto trafiło do Polski? Czy przyjechało z oryginalnym silnikiem? Kiedy i dlaczego odstawiono je do zasyfionej szopy? Kto nim jeździł? W PRL-u ścigało się pare r5 alpine, takie miał np. Błażej Krupa. Egzemplarz ze zdjęcia ma oryginalny lakier z oryginalnym napisem turbo po bokach. Silnik 1397 cm3, znany z cywilnej wersji, długowieczny, niezawodny, bezobsługowy ( reguluje się tylko luz na zaworach ), posiada turbosprężarkę Garetta, podwójny gaźnik Webera, legitymuje się mocą 108 KM przy aż 6000 obr/min ( zwykły Alpine ma 93KM przy 6400). Skrzynka biegów pięciostopniowa z renault 16. W porównaniu do Alpine bez turbo posiada tarcze zarówno z przodu, jak i z tyłu, spala około 10 litrów na setkę, choć pewnie i dużo wyższe wyniki nie są mu obce. Prędkość maks. 185 km/h, 0-100km/h poniżej 10 s., produkcja od 76 -83 r. Pojawienie się takiego auta, to nie lada gratka także ze względu na to, że renault 5 nigdy nie było w Polsce samochodem popularnym, głównie ze względu na korozję nadwozia, która stanowiła poważny problem praktycznie we wszystkich wersjach oraz wysokie ceny części zamiennych. Tradycję R5 Alpine i Turbo kontynuują do dziś różne odmiany Clio. Warto zauważyć, że Clio drugiej generacji jest obecnie jednym z najpopularniejszych miejskich aut w Polsce i jest ich po prostu na pęczki.

wtorek, 4 czerwca 2013

Polityka Mercedesa, czyli termin ważności luksusu


W jaką klientelę firma Mercedes – Benz zawsze celowała? W zamożną część społeczeństwa, której najbardziej zależy na posiadaniu czegoś nowego, kojarzonego z luksusem w czystej postaci. Taki zawsze był Mercedes – drogi, luksusowy, elegancki, komfortowy i… trwały. Aha!! Zapomniałbym – bardzo prosty w naprawie, no i nie zapominajmy o tym, że był też niespotykanie bezpieczny. Czyżbym wymienił zalety idealnego samochodu? Tak! Taki był model W124, który nie chce się zestarzeć i z powodzeniem może zastąpić dzisiaj nowy samochód prosto z salonu, a przy tym może być tańszy kilkukrotnie. Tylko że nie wszyscy ludzie są w stanie to pojąć… Może to i dobrze, bo „baleronów” jak je pieszczotliwe nazywają, nie wystarczyłoby przecież dla każdego.  Latka lecą, meśki są coraz starsze, mają coraz większe przebiegi, a zima daje im nieźle w tyłek. Ceny oryginalnych części skutecznie potrafią odstraszyć, jednak amatorów tych aut nie brakuje na całym świecie. Jazda z prędkością 90-120 km/h jest bardzo komfortowa, nieporównywalna z żadnym innym samochodem z lat 90 – tych, diesle dają o sobie znać na zewnątrz, ale we wnętrzu panuje błogi spokój. Zarówno podczas jazdy, jak i podczas postoju z włączonym silnikiem mamy wrażenie, że pod maską pracuje jednostka benzynowa. Jazda z prędkością 40 – 60 km/h jest bezszelestna, a zawieszenie znakomicie wybiera nierówności.
Co było największą zmorą W124? Zmorą dla producenta oczywiście. Odpowiedź brzmi – odporność na korozję , jeszcze raz odporność na korozję oraz prosta, trwała konstrukcja. Mercedes przestał traktować poważnie swoich klientów gdzieś tak mniej więcej  w połowie lat 90 – tych. Wcześniej reklamówki zachwalające niezawodność i zachowanie na drodze W123, prosta, średniozamożna rodzina w „beczce” tłumacząca się przed panem mechanikiem, że nie jeżdżą do serwisu, bo nic się kompletnie nie chce psuć. Ale już w prospekcie z  96 czy 97 r. widziałem tekst o tym, że młody Jan pracujący w jakiejś bogatej korporacji kupi sobie bodajże SL-a, żeby zaszpanować Agnieszce z pracy, może ta wreszcie zwróci na niego uwagę. Inny przykład – reklamówka TV z Schumacherem i tym drugim mistrzem formuły, w której w drogiej restauracji popisywali się przed sobą swoim bogactwem zamawiając coraz droższe wina, a przed drzwiami lokalu nowe meśki. Wymowne? Jeszcze jeden przykład – niedawna reklamówka, w której przystojniaczek bierze na pokład klauna ( to mógł być napad, to mógł być przecież jakiś zbok przestępca, ale nic to – reklama ma swoje prawa). Klaunem okazuje się być piękna niewiasta i ten płytki tekst – „ja chyba śnię”. Wymowne? Mercedes chyba wreszcie przejrzał na oczy. Ktoś w zarządzie doszedł do wniosku, że targetem ma być młody facet z grubym portfelem, który po kliku latach wymieni na nowszy model, piękny, nowy, modny i bez rdzy.
Golfy II, Passaty i Mercedesy W124 są coraz starsze, powoli stają się obiektami kolekcjonerskimi. Czy czekają nas czasy jednorazówek, które po 10 latach będą już tylko drogim problemem? Czas pokaże, a tymczasem takie W210, czyli następcy W124 gniją sobie w najlepsze. Już chyba prawie każdy zna kogoś, kto się przeraził na widok szalejącej zgnilizny w swojej E – klasie, C – klasie czy też dostawczym Vito. Ludzie ratują swoje luksusowe cacka i na drogach spotkać można jeszcze bardzo piękne egzemplarze, ale nie łudźmy się – to szrot! Samochód, zwłaszcza w takim zimnym klimacie jak Polska, jest tyle wart, ile jego zabezpieczenie antykorozyjne. Ponadto od połowy lat 90 – tych mercedesy są coraz nowocześniejsze, coraz lepiej wyposażone, coraz bardziej skomplikowane i wymagają o wiele więcej troski. Poważne awarie układu hamulcowego (sic!), awarie elektryki, kompresora, układów common rail, są czymś naturalnym. rdza natomiast wyraźnie upodobała sobie E – klasę. Tutaj mamy filmik na youtube, na którym widać tragicznie zgniłą E – klasę, której jeszcze daleko do pełnoletności  – http://www.youtube.com/watch?v=v-T425L85uQ  Jeszcze niebywała korozja na Mercedesie Vito – http://www.youtube.com/watch?v=MZs-nbY0N4o
Mam raport Dekry sprzed ładnych ośmiu lat na temat używanych samochodów i jeśli chodzi o korozję to W210 uzyskał niechlubny wynik – rdzewiał bardziej niż inne auta. 2,2 % egzemplarzy 3 – letnich miało problem z nadwoziem i był to wynik gorszy od średniej. Dla porównania Opel Omega – 1,4 %, Peugeot 406 – 1,1%, Skoda Octavia – 1,9%, Ford Mondeo – 1,5%, ale BMW 5 – 2,2%. Jeśli idzie o nadwozie to brana pod uwagę była chyba nie tylko korozja, ale wynik mówi sam za siebie. Poza tym nasz mesiek miał wyniki gorsze od średniej również jeśli chodzi o oświetlenie, napęd, zawieszenie, hamulce, ogumienie.
Poniżej zdjęcie porzuconego W210 w centrum Dąbrowy Górniczej. Słaba jakość zdjęcia, ale – kapeć na każdym kole, rdza na błotnikach, progach, na drzwiach u dołu i na górze w okolicach uszczelki ramki drzwi, na klapie, ogniska rdzy na dachu.  

Zdjęcie ze strony Złomnik.pl

Ze strony W210.pl


Maluszek bez przebiegu! Okazja czy bezsens?


Od dłuższego już czasu panuje moda na poszukiwanie samochodów zabytkowych, ale fabrycznie nowych, takich z folią na siedzeniach, z dowodem zakupu w Polmozbycie, ciekawą historią i rzecz jasna – symbolicznym przebiegiem, im niższy, tym oczywiście lepiej!

Ofert dotyczących sprzedaży takich samochodów  było swego czasu w internecie aż nadto. Ostatnio spotykam ich jakby mniej, a i wiele słyszałem o oszustach picujących klasyczne bryki tak, żeby wyglądały praktycznie jak nowe prosto z salonu, z przebiegiem dajmy na to 20 tys. km . Cóż, dla zysku w postaci nawet kilkunastu tysięcy złotych warto poświęcić trochę czasu i pieniędzy. Dlatego lepiej uważać, mieszkamy w kraju ludzi kombinujących jak się da, w żyłach Polaka płynie kombinatorska krew i niektórzy posuną się nawet do takich absurdów… Ciekawe czy za granicą to się zdarza?
W tej chwili na „alledrogo” można wyhaczyć takie oto mega – perełki, mega – igiełki prosto od 90 – letniego dziadka, który kupił je z zamiarem niejeżdżenia, z premedytacją odstawił do garażu i przykrył pięćdziesięcioma kocami:
- na pierwszy plan wysuwa się fiacik z 1985 r. za 13 tys. zł!!! Przebieg 12 tys. km, więc właściwie nowe auto. Już sama cena jest absurdalna, bo nowy malczan w latach 90 – tych kosztował niewiele powyżej 10 tysięcy, a egzemplarze po 1981 r. nie są jeszcze tak cenione wśród kolekcjonerów, choć latka lecą…

W opisie aukcji dot. brązowego maluszka czytamy o co tak naprawdę też chodzi autorowi tegoż bloga. Tu cytat:
„Samochód wystawiam na sprzedaż z wielkim żalem, gdyż jestem miłośnikiem takich pojazdów, lecz jeszcze większy żal czuję pokonując kolejne kilometry tym cudeńkiem, poza tym udało mi się ostatnio nabyć Fiata 125p z 69r. z troszkę większym przebiegiem, więc z czystym sumieniem wolę nim się poruszać.”
Takim autem nie możemy sobie od tak jeździć, nawet na jakieś zloty parę razy do roku, ponieważ jego stan licznika cały czas się będzie powiększał, a zatem samochód będzie tracić na wartości i będzie się zużywał. W przypadku tegoż malczana nie ma jeszcze takiej tragedii, bo ma już troszkę nalatane, ale taki fiat 125p z przebiegiem 100 km… W tym przypadku, to każdy nabity kilometr to gwóźdź do trumny… Do trumny właściciela, który ma powiedzmy sobie szczerze- trochę nierówno pod sufitem i wielbi auta bez przebiegu, być może chcąc w niedalekiej przyszłości troszkę na tym także zarobić! Pamiętam któryś z odcinków Legend PRL-u na TVN turbo. Patryk jeździł właśnie fiatami 125p z symbolicznym przebiegiem, coś koło 100 km chyba??? Pamiętam też inny odcinek legend, gdzie pokazywano gościa – kolekcjonera prl-owskich klasyków bez przebiegu. Ciekawa persona i kolekcja też straszenie ciekawa, ale moim zdaniem samo patrzenie na autko zalegające w garażu nie daje pełnej satysfakcji z posiadania klasyka. Klasykiem trzeba jeździć przynajmniej w okresie wiosenno – letnim i czasem przy nim pogrzebać! To daje prawdziwą frajdę!!
Wracając do naszego brązowego malczana za 13 tysi, to nie jestem do końca pewien czy w 85 r. występowały jeszcze chromy, zwłaszcza w połączeniu z tymi plastikowymi osłonami  na dole karoserii, charakterystycznymi dla późniejszych fiatów, ale w tamtych czasach była moda na takie przeróbki -  swoją drogą to też ironia losu, bo teraz znawcy wolą oczywiście te wcześniejsze, grube osłony, montowane trochę wyżej, na środku drzwi, albo rzecz jasna jeszcze starsze wersje bez osłon i z chromami! Miałem 126p z 84 r., jeździłem cały rok, praktycznie codziennie, ale po trzech latach szybko sprzedałem, bo to nie auto dla mnie, choć dostrzegałem w nim też wiele uroku! Interesowałem się odmianami maluszka, wyszukiwałem na czym polegały zmiany, liczne liftingi i kiedy były przeprowadzane… W późniejszym okresie chyba można było jeszcze dostać na zamówienie chromowane zderzaki przy zakupie, ale może mnie ktoś w tym jeszcze upewni…
Nie warto chyba roztrząsać czy brązowy malczan z dziwnym zestawieniem galanterii nadwozia jest wart 13 tysi. Warto natomiast zwrócić uwagę potencjalnym kupcom, że przebieg nie jest już taki super – hiper symboliczny. Poza tym moim zdaniem malucha bardzo łatwo jest przygotować tak, żeby wyglądał jak nóweczka. Wiele jeszcze nowych części zalega na dziadkowych strychach, a samo auto jest proste jak przysłowiowa konstrukcja cepa. Znawcy zaraz wyskoczą, że pewne szczególiki zawsze nam zdradzą, czy wóz jest oryginalny, no i przecież lakier! Tego nie da się oszukać! Nie wdaję się w taką dyskusję, ale wiem jedno – jest sporo ludzi, którzy łatwo dają się oszukać.
Oto link do prawdziwej okazji, do rarytasu z prawdziwego zdarzenia. Kiedyś malczan był wyśmiewany, kupowany naprawdę z konieczności, a nie dla przyjemności. http://allegro.pl/fiat-126p-12-tys-km-jak-nowy-i3209266845.html
Ostatnio na stronie klasyczny.com pojawiła się historia, która zainspirowała mnie do stworzenia tego wpisu – http://www.klasyczny.com/tyle-wygrac-126p-jak-milion-w-totka/
Ciekawe ile kosztował ten kaszlak, może z 20 tysi?? Bo i dobra historia, i starszy, i naprawdę bez przebiegu. Pan Zenek z autokomisu na pewno coś na tym zarobił. Pytanie czy zarobi w przyszłości szczęśliwy nabywca?